Australia Byron Bay i Gold Coast Queensland
Od hippisowskiego Byron Bay przez Złote Wybrzeże Australii
Byron Bay to jedno z najbardziej hippisowskich miejsc w całej Australii (nie wspominając o Nimbin, gdzie czas się zatrzymał, marihuana jest wszechobecna, a babcie na ulicy sprzedają ciasteczka z niespodzianką). Słyszeliśmy o nim same superlatywy i nie mogliśmy się już doczekać kiedy w końcu tam dojedziemy. Wyobrażaliśmy sobie małe, spokojne miasteczko ze sklepikami i knajpeczkami, surferami i luźną atmosferą. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce coś zaczęło nam klekotać w samochodzie, więc pojawił się pierwszy powód do stresu. Ale nie był to przecież koniec świata. Poszliśmy na poranny surfing, podczas którego Antkowi pewien pan wpłynął na głowę i ją rozciął.
I tym sposobem Byron Bay zapamiętamy jako pechowe miejsce 😉 Sądzimy jednak, że kiedyś damy mu drugą szansę, bo ludzie spędzają tu miesiące. Przyjeżdżają na tydzień, a zostają na tyle na ile mogą. Wpadają w spokojne hippisowskie życie, surfing i pyszne zdrowe jedzenie. Zapuszczają włosy, z których po pewnym czasie zaplatają dredy. Udało nam się szczęśliwie znaleźć miejsce na nocleg w samym centrum miasta wśród wielu innych kamperów i graffiti na ścianach. Taki klimat panuje w całym Byron.
Co z samochodem?!
Jako, że samochód klekotał coraz bardziej, a Antek nie mógł pływać, czekając aż głowa się zagoi skupiliśmy się na szukaniu mechanika. Ten w Byron krzyknął nam za naprawę kokosy, więc uciekliśmy na sam początek Gold Coast‘u do Coolangatty, licząc na trochę tańszą ofertę.
W Coolangacie byliśmy w piątek po południu i wydzwanialiśmy do mechanika znalezionego w internecie z najlepszymi opiniami. Usłyszeliśmy tylko, że do środy jest zawalony robotą i nie ma szans żeby nas przyjął. W takim razie w poniedziałek skoro świt zawitaliśmy do niego osobiście. 😉 Pospiesznie zaczął przerzucać kartki w swoim notesie tłumacząc, że do środy nas nie przyjmie. Nie wyobrażając sobie kolejnych trzech dni czekania rzuciliśmy nieśmiało ‘How about a quick look cause we don’t even know if it’s safe to drive the car?’. Zgodził się. Gdy Antek odpalił silnik Pan mechanik aż podskoczył krzycząc żeby go natychmiast wyłączył, zadzwonił po części, jeszcze wybłagaliśmy go przy okazji o wymianę filtru oleju wraz z olejem i tak po kilku godzinach odebraliśmy gotowy do jazdy samochód. 😉 Jednym słowem książkowo udało nam się wepchnąć w kolejkę! Poniżej zadowolony Antek odbiera naprawionego vana.
Co tu robić na Gold Coast, gdy wieje, a fale jak na morzu?
Głowa pięknie się goi, samochód nie klekocze, teraz naszym jedynym problemem jest pogoda. Gold Coast nie przywitał nas łaskawie. Marzyliśmy o cudownym surfie i złotych plażach jak sama nazwa wskazuje. Dostaliśmy deszcz, wiatr i burze. No cóż pogody się nie wybiera. Nie tracąc więc dobrego humoru postanowiliśmy kupić bilet zapewniający nam wstęp do trzech parków rozrywki przez 7 dni za 84 AUD od osoby (Sea World, Warner Bros Movie World i Wet’n’Wild). Gold Coast z nich słynie, a trochę adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło! 😉 Bawiliśmy się świetnie. Zarówno Movie World jak i Wet’n’Wild nas zaskoczyły. Pierwszy to głównie roller coastery, a drugi wodne zjeżdżalnie. Na zdjęciu Superman. Osiąga prędkość 100km/h w 2 sekundy!
Parki naprawdę robią wrażenie, ale po całym dniu kręci się w głowie i ma się dość. Sea World to raczej rodzinna atrakcja, gdzie można zobaczyć pokaz delfinów czy fok, nurkować z rekinami czy przejechać się roller coasterem, ale nie tak strasznym jak w Movie World. Dla dzieciaków główną atrakcją dnia było karmienie fok! Zwierzęta mieszkające w parku odratowane zostały z sieci rybackich i innych wypadków w oceanie. Na wolności nie miałyby szans na przeżycie po odniesionych obrażeniach.
Co dokładnie składa się na Gold Coast?
Gold Coast ciągnie się od Coolangatty na południu, przez Palm Beach, Burleigh Head, Miami Beach, Mermaid Beach, Broadbeach, Surfers Paradise do Main Beach. Mieliśmy niestety sporego pecha do pogody, bo Gold Coast posiada subtropikalny klimat ze średnią temperaturą sięgającą 22 stopni Celsjusza! Jest to szóste, co do wielkości miasto Australii i jedno z najszybciej rozwijających się! Tu nie można się nudzić. Liczne restauracje, knajpy, kluby nocne, sklepiki, kafejki, a dla osób lubiących aktywnie spędzać czas liczne wyprawy łodzią na tzw. ‘whale watching’ lub kajakowe w poszukiwaniu delfinów. Można wypożyczyć deskę surfingową jeśli nie posiada się własnej i spróbować swoich sił w walce z falami lub gdy ich brak przerzucić się na SUP (stand up paddle).
Ale cóż czas nas goni. Trzeba uciekać w stronę Brisbane! 😉
A Wy gdzie byliście na najbardziej przerażającym roller coasterze?